piątek, 15 października 2021

Jesienny rejs (2021 r.) po wodach Kvarneru, czyli Chorwacja to nie Mazury

Po 14 godzinach jazdy samochodem docieramy do największej chyba mariny na Adriatyku (1200 miejsc postojowych) czyli Mariny Dalmacja w Sukosanie. Na autostradę wjechaliśmy w Koninie, a zjechaliśmy z niej kilka kilometrów od Sukosanu. A pamiętam (oj, pamiętam) czasy, gdy dojazd trwał koszmarnie długo i trzeba było przekroczyć aż cztery granice, a wiele kilometrów pokonywać normalnymi, zatłoczonymi drogami.  


Marina w Sukosanie robi niesamowite wrażenie. Wiele lat temu był to port startu mojego pierwszego samodzielnego rejsu.


No i zaczyna się najgorsza część każdego rejsu, czyli przejmowanie jachtu. Szklanek już od dawna nie liczymy, ale szelki asekuracyjne, odbijacze itp. policzyć trzeba. No a później lista słynnych pytań do bosmana: a gdzie jest red handle do przełączania zbiorników z wodą, a gdzie znajduje się główny bezpiecznik, jak przełączyć głośniki na dek itp., itd.

 


Prognozy meteo dobre, więc ruszamy na NW na wody Kvarneru. Cel pierwszy - wyspa Olib. Ktoś był na Olibie?

 

Ponieważ mini-port wysepki nam się nie spodobał, stajemy na boi w sympatycznej zatoczce Sv. Nikola. Wieczorem od północy mija nas z osiem burz. Dziewiąta - niestety - nas dopada. Całe szczęście szkwał przedburzowy trwa może z dziesięć minut i nie jest zbyt silny. Ale pytanie w jakim stanie jest lina łącząca naszą boję z betonową kotwicą zawsze wpada do głowy. Jakoś wytrzymała...


Jajecznica (po chorwacku kajgana) najklasyczniejsze żeglarskie śniadanie na kotwicowisku (fot. Robert). Nigdzie tak nie smakuje...


 Przed nami charakterystyczne wieże miasteczka Rab, stolicy wyspy Rab. 


Malowniczo położona, niewielka i nietania marina ACI Rab.

 


Bez problemów znajdujemy miejsce w marinie. Wieczorem spacer zwieńczony pierwszą kolacją w miejscowej konobie. Cieplutko, nie ma tłoku, super.

 


10 mil z Rabu do Supertarskiej Dragi pokonujemy w ładnych kilka godzin. Jest "w mordę" i rozwiewa się do "sztywnej szóstki". Kto lubi żeglarstwo morskie czeka na taką halsówkę. Dodatkową atrakcją jest kilka innych jachtów, które mają taki plan jak my. Znaczy się - regaty.

 


Po południu lądujemy w zacisznej marinie Supertarska Draga na wyspie Rab. W marinie sporo niemieckich rezydentów mieszkających na jachtach motorowych. Atmosfera sielska. Na każdym jachcie doniczki z roślinkami i jakieś zwierzę. Na jednym kobieta robi skarpety na drutach, na innym małżeństwo gra w karty. Żyć nie umierać. 

 


Z uporem godnym lepszej sprawy cały czas pracuję nad moim chorwackim. "Dobar dan, weliko, toczeno, Karlowaczko, molim". A pani z baru zrozumiała :)


Nie ma wiatru, więc na katarynie płyniemy na wyspę Krk skutecznie celując w plażę Stara Baska. Będziemy się opalać i... kąpać. W końcu jesteśmy na wczasach.


Jako się rzekło płyniemy (mniejszą jednostką) z Gosią na plażę.


Jurek, wytrawny pływak, woli pokręcić się w pobliżu jachtu. Głębokość około 7 metrów i oczywiście znakomicie widać dno. Z opuszczonego pokładu kąpielowego łatwo dostać się do wody i z niej wyjść.


Przed nami duża (900 miejsc postojowych) marina Punat na wyspie Krk.


W locji piszą, że tor podejściowy do mariny Punat w czasie bora lub jugo może być nie do przebycia. I cóż to właściwie znaczy? Kiedy powolutku wchodzimy w zatokę w pewnym momencie echosonda wskazuje 20 centymetrów wody pod kilem, czyli mniej niż stopę. Uff!


W marinie Punat czuć dyskretny smrodek burżuazji. Duża jej część wydzielona jest dla najbogatszych rezydentów i ich luksusowych, głównie motorowych, jachtów. "Ci'" rezydenci mają nawet swoje, specjalne, strefy w ogromnym i nowoczesnym kompleksie sanitarnym. Na parkingu stoi wiele bardzo luksusowych samochodów.


Nawet "tualety" w marinie robią wrażenie. Ktoś pozwolił poszaleć architektom wnętrz i nie oszczędzał. Nasze panie wróciły spod prysznica wyraźnie podekscytowane. Okazało się, że kabiny prysznicowe wyposażone są w ogromne (od ziemi do sufitu) okna, za którymi znajduje się tylko jakiś wysoce podejrzany murek.


A propos tualet... To wejście do pomieszczenia z prysznicem dla... psów. My - tubylcy z mariny Pątnów możemy tylko pokiwać z politowaniem (i zazdrością) głową.


Kto nie lubi kotów niech lepiej nie wybiera się do Chorwacji (Grecji, Włoch, Czarnogóry itd.). Są wszędzie. Ten zawodnik spokojnie spał na stojąco-siedząco we wnęce bankomatu na jednej z uliczek miasteczka Krk - stolicy wyspy Krk. 


Ze względu na zapowiadane sztormowe jugo musimy zmienić plany i zrezygnować z opłynięcia wyspy Krk. Jedziemy więc na SW i stajemy na boi w uroczej zatoce Kolorat na wyspie Cres. Nieoceniony Karl-H. Bestandig, autor kultowej locji Chorwacji pisze o zatoce Kolorat tak: "Wieczorami można tu obserwować jelenie". No jasne! Jelenie. I co jeszcze?


Kuchnia chorwacka kuchnią chorwacką, ale bywa, że słoiki przywiezione z Polski bardzo się przydają. Szczególnie w sytuacji, gdy najbliższa kanajpa znajduje się wiele kilometrów od miejsca postoju jachtu. 


Rano budzi nas krzyk Ani: jeleń, jeleń. No i rzeczywiście jest jeleń, a właściwie młody jelonek, czyli - chyba - koziołek. Gdzie jest? Proszę zerknąć na zdjęcie poniżej.


Ania to ma sokole oko. Ale czemu skubaniec odwrócił się do nas ostentacyjnie tyłem?

 


Silnik Volvo-Penta ma bardzo dobrą renomę, ale czasami trzeba jednak zajrzeć do jego komory i sprawdzić czy wszystko jest OK.Robert codziennie przekonuje się o tym, że żeglarstwo to wieczna robota.


Kolejny przystanek to niewielka, dyskretna, marina ACI Simuni na wyspie Pag. W malutkiej miejscowości panuje niezwykła cisza i spokój. Cudnie. 


Marina i "miasto" Simuni w całej okazałości.


To widok z tarasu jednej z niewielu konob w Simuni. Popijamy odpowiednio schłodzoną Grasevinę i patrzymy jak kucharz kładzie wybrane przez nas ryby na grillu. Zapachy niebywałe.


"Riblja plata" z grilla dla dwóch osób: okoń morski (brancin), dorada (orada), krewetki (skampi), kalmary (lignje), małże (dadnje) i ziemniaki. Palce lizać!

Następnego dnia lądujemy w fantastycznie położonej i zacisznej marinie Veli Rat na wyspie Dugi Otok.

Veli Rat, czyż nie pięknie? Kilka domów, kilka knajpek, w zatoce Cuna kotwicowisko. Żyć nie umierać.


W czasie żeglugi pomiędzy wyspami Molat i Zverinac za rufą naszego jachtu pojawiła się taka "rybka". Płynęła kilkanaście sekund, odwracała się na bok i znikała. Po minucie, dwóch, wracała. Takie wizyty powtórzyły się ze trzy, cztery, razy. "Rybka" miała z 1,5 metra, a może więcej, długości, potężny ogon i boczne płetwy. Co to było? Nie tuńczyk, nie delfin, więc chyba... (tak, tak) rekin.

 



Mozolnie halsując uciekamy przez rozwiewającym się jugo. Ostatnie mile musimy pokonać na silniku. Całe szczęście, że z Zadaru do Sukosanu jest niedaleko.




W marinie Sukosan wieje jugo z siłą 7 B, więc jedziemy na wycieczkę do Zadaru.

 


Bora - specjalność Chorwacji to katabatyczny wiatr z N i NE spadający z Gór Dynarskich. Na zdjęciu pasmo górskie Welebit. W Kanale Welebickim (i nie tylko) potrafi wiać z siłą huraganu. (fot. Robert).


Wejście na zadarską starówkę przez Bramę Lądową ozdobioną symbolem Wenecji - Lwem Świętego Marka.


Zwracający uwagę cylindrycznym kształtem kościół pod wezwaniem świętego Donata.

Morskie Organy to chyba najbardziej nietypowa atrakcja Zadaru. Na umieszczonych w marmurowych schodach piszczałkach grają fale morskie.



Tak zachęcającego wejścia do knajpki po prostu nie sposób ominąć. Zadar. (fot. Robert)


Jugo odpuściło płyniemy do pobliskiego Biogradu i cumujemy w marinie Kornati.


A może na stare lata zamieszkać gdzieś w okolicy?


Chorwaccy meteorolodzy tym razem straszą wiejącą z NE borą. W ostatniej chwili chowamy się w Sukosanie. 


Radzi nieradzi wsiadamy w samochody i jedziemy na wycieczkę do Szibeniku. Przepływałem koło tego miasta kilkukrotnie płynąc do Skradinu, ale nigdy w nim nie byłem.


Najbardziej znany zabytek Szibeniku - piękna katedra św. Jakuba.


Zgodnie z wieloletnią tradycją zaglądam do miejscowej księgarni. Ruch jak u nas, znaczy się umiarkowany :)



W Sukosanie przyglądamy się uważnie tym, którzy zignorowali ostrzeżenia
Croatian Meteorological and Hydrological Service (DHMZ). 


Po południu wizyta pana nurka i bosmana. Czas zdać jacht i szykować się do powrotu do domu. 



Bora nie odpuszcza i wieje coraz silniej. Rano dowiemy się, że z jej powodu zamknięto autostradę i przez kilka godzin będziemy musieli objeżdżać pasmo górskie Welebit.


A to pożegnalna prognoza pogody. W Kanale Welebickim bora ma wiać z prędkością powyżej 95 knotów, a więc daleko poza skalą Beauforta. Chorwacja to z całą pewnością nie Mazury i lepiej o tym dobrze pamiętać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz