Rejs po wodach północnej Sycylii i archipelagu Wysp Eolskich (Liparyjskich) 2018
No to lecimy! Cel taktyczny - jakoś wylądować na lotnisku w Palermo. Cel strategiczny - pożeglować po wodach północnej Sycylii (Morze Tyrreńskie) i wyspach Eolskich.
Jednak dużo pewniej czuję się na jachcie. W samolocie jakoś się nogi trzęsą...
Nie ma palm, nie ma wakacji. Są palmy, są wakacje. A palm tutaj wszędzie jest w bród, ot co!
Kolejna w mojej amatorskiej karierze skipera bandera. Zeglowałem już pod polską, niemiecką, chorwacką, grecką, włoską, a teraz mam zaszczyt pod francuską
Kolejna w mojej amatorskiej karierze skipera bandera. Zeglowałem już pod polską, niemiecką, chorwacką, grecką, włoską, a teraz mam zaszczyt pod francuską
Żeglarskie marzenie - położyć się na odwróconym do góry dnem pontonie i gapić się na 85 metrów kwadratowych żagli pełnomorskiego jachtu. Bezcenne...
A załoga ciągle pyta: a będą delfiny?, kiedy będą delfiny?, a zobaczymy na pewno delfiny? Weź i wyczaruj im delfiny.
No i proszę - są delfiny. Takie kochane. I płyną przed dziobem, żeby im zrobić ładne zdjęcie. No po prostu - kochane.
Dagmara zobaczyła delfiny. Ciekawe, czy one też się tak ucieszyły?
Ta Sycylia. Właściwie nie wiadomo, czy lepiej na wodzie czy na lądzie. Spacer w Capo d'Orlando. Szukamy knajpki na wieczór.
Przed nami kolejna "chłodna", październikowa noc. Dobrze, że w kabinie są śpiwory i koce.
Jakoś poradzimy :).
Się rozwiało. Sztywne 6 B z dużą chęcią dalszego rozwoju. Dobrze, ze siedzimy w marinie. |
Te ichnie uliczki. Można się po nich błąkać godzinami i nigdy się nie znudzi Teoretycznie przygotowujemy się do zdobycia wulkanu. |
I z porannych mgieł wyłonił się stożek (właściwie - co widać - dwa stożki) Stromboli - główny cel naszej wyprawy.
|
Stoimy na kotwicy a... |
Idziemy na kolację do Cefalu. Widoki niesamowite...
Jesteśmy po antipasti, a przed secondi piatti, a więc czas na coś z owoców morza. Tutaj wieczorem proponują to, co rano udało się złowić rybakom. Dzisiaj ośmiornice (proszę nie mylić z ośmiorniczkami). Swieżość gwarantowana.
Martyna na słońcu odreagowuje brytyjski spleen
Przed nami Palermo. Korzystając z okazji dokonujemy kilku "drobnych" napraw po kilku dniach rejsu, a to: wymiana pękniętego trapu; wymiana żarówki od tzw. światła silnikowego; wymiana cumy rufowej, która swoją strukturą jako żywo przypominała kawał drewna; naprawa pompy prysznicowej oraz wymiana... chartplottera, który przestał działać już po 3 godzinach rejsu (i dobrze, była powtórka z pracy na mapach papierowych i nawigacji terestrycznej :)).
Widziałem w swoim życiu wiele miast, ale Palermo (szczególnie stara część miasta nocą) zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Niepowtarzalna atmosfera i klimat wieży Babel. Na zdjęciu - fragment fontanny wstydu.
A myślałem, że będą grać coś z Godfathera.
Cały rejs wiało!!! Dla znajomych żeglarzy - poniżej sztywnej szóstki nie schodziło :) (po roku 6 zmienia się na 7 B).
Jak z rufy jachtu portu nie widać to może lepiej będzie zerknąć z dziobu, przecież bliżej. Moje, autorskie przeniesienie "lotniczej logiki" posła Suskiego do żeglarstwa morskiego.
Nareszcie lądujemy w marinie z prawdziwego zdarzenia. Luksusy! Jedyna taka marina w promieniu wielu mil. I sklep sieciowy jest i więcej niż dwa prysznice. Cuda, cudeńka...
W Capo D'Orlando łatwo się pogubić. Trzeba zapamiętać swoją alejkę, jak na parkingu przed dużym centrum handlowym.
Moje biuro z nowiuśkim chartplotterem.
Wracamy na Wyspy Eolskie. Stoimy na kotwicy przy wyspie Vulcano. Jak nazwa wskazuje wyspa dysponuje wulkanem (dokładnie to czterema wulkanami!). W dzień i w nocy wulkany non stop prykają gazami o zapachu zgniłych jaj. I jeszcze trzeba za to wszystko płacić... Starożytni bali się tu mieszkać na stałe i wcale się im nie dziwię.
Pogoda się trochę popsuła (brak słońca), ale przyszedł wiatr - przyjaciel żeglarzy. Steruje - z charakterystyczną dla siebie dezynwolturą - Ola .
Jedziemy do Milazzo, czyli po odwiedzeniu wysp: Lipari i Salina (wyjątkowo bez czynnych wulkanów) wracamy na Sycylię. Czy może być piękniej? Aż się nie chce dopłynąć.
Dzisiaj za ocalenie będzie pite vino bianco dalla Sicilia. Tak zaordynował Arek. Wino dobre, bo tanie.
A rano oczywiście wycieczka do najbliższej caffetterii na cappuccino i miejscową specjalność, czyli gli cannoli - rurki wypełnione serem ricotta ozdobione kandyzowaną skórką pomarańczy lub cedru. Pycha. I prawdopodobnie prawie bez kalorii :)
Niewielka marina w Messynie. W tle widać czubek włoskiego buta.
Cieśnina Mesyńska.
Nasza "Mammamia" w Portorosa. Też pięknie.
|
Opuncja główna roślina ozdobna tutejszych autostrad. Królowa rejsu odkąd nasze panie doczytały się, że owoce opuncji to cudowna dieta odchudzająca. I po rejsie... Prawie 400 mil morskich, 9 portów, 2 kotwicowiska, 3 dni bez słońca, mnóstwo wspomnień, żeby jakoś przetrwać zimę. A w samolocie znowu się nogi trzęsą... Zdjęcia: Dagmara, Artur i ja |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz